czwartek, 3 grudnia 2015

"they're Real!" - miłość od pierwszego pomalowania




Pierwszy raz "they're Real!" od Benefitu użyłam w Boots w Anglii,
ponieważ moja siostra bardzo go zachwalała. Pomalowałam raz rzęsy i przepadłam... a dlaczego? O tym zaraz napiszę.




Maskara, która nadaje głębokiej czerni, idealnie podkręca, wydłuża, nie osypuje się, sprawia że nasze rzęsy cały dzień wyglądają idealnie.. brzmi jak spełnienie marzeń, i tym spełnieniem jest właśnie '"they're Real!". Sama mam bardzo długie rzęsy, które potrzebują dobrego podkręcenia, nadania objętości i maksymalnej czerni. Tusze, których używałam wcześniej były ok, ale nigdy żaden mnie nie zachwycił, zawsze coś było nie tak.. a to się osypywał, źle rozczesywał, nie podkręcał.





Maskara od Benefitu od dawna mnie kusiła, ale cena mocno odstraszała. Po wielu zachętach ze strony mojej siostry poszłam ją wypróbować do Boots. Pomalowałam rzęsy, obejrzałam, kupiłam. :) Obok tego tuszu nie da się po prostu przejść obojętnie! Szczoteczka jest tak stworzona, aby idealnie rozdzielać rzęsy i każdą z nich dokładnie pokryć kolorem. Świetnie podkręca, nadaje objętości, a malując się rano mamy pewność, że do momentu demakijażu NIC nam się nie osypie z tuszu. Do tego ta piękna czerń.. dla mnie "they're Real!" stała się ideałem i mimo ceny wiem, że przy tym ideale zostanę i będę mu wierna. 





"they're Real!" od Benefitu kupicie w Sephorze w trzech odcieniach: Black intense, Mascara marron intense oraz Mascara bleu intense. Dodatkowo w sklepie Sephory macie możliwość zakupienia wersji Black intense o pojemności 4 g (podstawowa pojemność to 8,5 g) - fajny sposób na wypróbowanie tuszu. Kupicie go również w internetowej drogerii Sephora KLIK


Miałyście okazję używać tej maskary? Jakie są Wasze opinie? 

czwartek, 26 listopada 2015

Treacle Moon, czyli niesamowite zapachy zamknięte w butelkach

Kosmetyki marki Treacle Moon zawsze zwracały moją uwagę przez żywe barwy, piękne nazwy kosmetyków oraz prostotę w opakowaniach. Dopiero niedawno udało mi się je zdobyć i jestem pewna, że to moje nie ostatnie produkty tej firmy. 





W wybranych przeze mnie produktach znalazły się 2 żele pod prysznic 
o wdzięcznych nazwach "One Ginger Morning" i "Sweet Apple Pie Huhgs" oraz peeling do ciała "Iced Strawberry Dream".






Jeśli chodzi o "Sweet Apple Pie Hughs" to przekonywałam się do niego stopniowo, ale w tym momencie jest to mój ulubiony żel pod prysznic. Żel jest o zapachu szarlotki i na prawdę nią pachnie :) wyczuwalny jest piękny aromat jabłek i ciepłego, kruchego ciasta. Kosmetyk podczas kąpieli bardzo dobrze się pieni i ładnie myje naszą skórę, pozostawiając ją nawilżoną, jędrną a do tego cudownie pachnącą. Moim zdaniem jest to idealny zapach na okres zimowy, na śnieżne wieczory gdy w każdy możliwy sposób chcemy się ogrzać, a aromat ciepłej szarlotki na pewno nam w tym pomoże!








Z "One Ginger Morning" było zupełnie inaczej - tutaj przepadłam od pierwszego powąchania. Żel pachnie obłędnie imbirem i cytrusami i wydaje mi się, że jakiekolwiek próby opisania tego zapachu są tu na nic, trzeba to po prostu poczuć. Możecie sobie jedynie wyobrazić zimowy poranek, gdy potrzebujecie orzeźwienia, a z pomocą zjawia się "One Ginger Morning", który pobudza Wasze zmysły intensywnym aromatem imbiru przełamanego mieszanką cytrusów, słodkich jak pomarańcze, kwaśnych jak cytryny i gorzkich jak grejfruty. Czujecie to? ;)










I na deser "Iced Strawberry Dream", czyli peeling do ciała o zapachu lodów truskawkowych. Peeling ma bladoróżowy kolor z czarnymi złuszczającymi drobinkami. Kosmetyk w kontakcie z naszą skórą uwalnia piękny zapach lodów truskawkowych, gdzie wyczuć możemy delikatnie kwaśne truskawki przełamane słodką bitną śmietaną... zapach taki, że aż chce się go zjeść :)
Peeling bardzo dobrze złuszcza martwy naskórek, pozostawiając skórę jędrną, nawilżoną i oczywiście pięknie pachnącą.



Warto zaznaczyć, że wszystkie kosmetyki Treacle Moon mają porządne zamykania i mamy pewność (sprawdzałam), że nie wyleją się np. w podróży. Do tego rozmiarowo też są super - żele, które opisałam w poście mają 500 ml, peeling 225 ml, a to na prawdę sporo bo są bardzo wydajne. 
Jak dla mnie to rewelacyjne kosmetyki, a ja na pewno zdecyduję się na wypróbowanie ich balsamów do ciała i na kilka innych żeli pod prysznic.



Miałyście kiedyś styczność z tymi produktami? Które możecie polecić? :)

Cudo w kostce, czyli kostka do masażu ciała od BOMB Cosmetics


Pamiętam jak byłam zafascynowana pięknymi balsamami w kostkach w Lush'u w Anglii, ale cena nie zachęcała do zakupu. Znalazłam alternatywę dla angielskiego Lush i kupiłam takowe cudo z firmy BOMB Cosmetics, które w 2011 roku trafiło na polski rynek i od tego czasu przebojem zdobywa coraz więcej serc Polek swoimi pięknymi kosmetykami. 






Mój wybór padł na "Aksamitną Truskawkę". W rzeczywistości kostka jest na prawdę spora, bo jej wielkość odpowiada 3/4 dłoni. Ma kuliste wypustki, które masują naszą skórę podczas nakładania na ciało. A dlaczego "Aksamitna Truskawka"? Kostka obłędnie pachnie truskawkami! I nie jest to przesłodzony, sztuczny zapach, ale prawdziwy, nieco cierpki zapach truskawek. Pamiętam, jak kostka mocno pachniała przez folię (!), a co dopiero po jej rozpakowaniu. 

Kostka wypełniona jest po brzegi masłem kakaowym połączonym z olejkiem z eukaliptusa (rozluźnia i uspokaja, koi zmysły, redukuje napięcie) oraz rozgrzewającym olejkiem z czarnego pieprzu.


W połączeniu z ciepłem ciała olejki są uwalniane z kostki, a masło kakaowe rozpuszcza się na skórze. Dzięki wykorzystaniu wyżej wymienionych składników nasza skóra staje się jędrniejsza, bardziej elastyczna, gładka, pięknie nabłyszczona, a do tego niesamowicie pachnie truskawkami. :)

Warto zaznaczyć, że niewiele potrzeba z tej kostki aby wysmarować nią całe ciało. "Aksamitna Truskawka" stała się moim nr 1 jeśli chodzi o pielęgnację ciała i na pewno skuszę się na inne warianty zapachowe od BOMB Cosmetics. 

Kostkę kupicie tu KLIK


A jakie kosmetyki do pielęgnacji ciała Wy możecie polecić? :)